IDA POMOC POLAKOM NA WSCHODZIE kancelaria prezesa rady ministrów

18.02.2019

"Chcemy budować mosty, a nie mury"

Korespondencja, Kultura, Aktualności, Wywiad, Postaci Czechy, morawsko-śląski 2019-02-18

Rozmowa z profesorem Danielem Kadłubcem, zapalonym społecznikiem, jednym z największych autorytetów na Zaolziu.


54. Bal Śląski, zorganizowany przez Miejscowe Koło Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Mistrzowicach, przeszedł do historii. Na ile taki bal jest chęcią wspólnej zabawy, integracji, a na ile podtrzymywaniem polskości czy zarobieniem pieniędzy przez organizatorów?

Daniel Kadłubiec: Wszystkie wymienione przez pana elementy mają znaczenie. Na pierwszym miejscu na pewno chodzi o pokazanie, że polska społeczność na Zaolziu coś fajnego potrafi zorganizować. W przypadku Balu Śląskiego, możemy mówić o imprezie międzynarodowej, bo bawią się goście z Zaolzia, ale także z Warszawy, Poznania oraz Brna i Zlina. Bal ma swoją renomę, między innymi dzięki sprawności organizacyjnej oraz bogatym występom. Zawsze zapraszamy najlepsze zespoły lokalne, a także wykonawców z Polski, Czech i Słowacji. Słowem, staramy się przyciągać gości zarówno atrakcyjnym programem, jak i świetną atmosferą. Bal Śląski został tak pomyślany, żeby każdy mógł coś z niego wyciągnąć ciekawego; starsi i młodsi, miejscowi i przyjezdni. Gdyby taka formuła się nie sprawdziła, to byśmy już dawno tego balu nie organizowali. Tymczasem od ponad pół wieku zawsze mamy pełną salę.

Praktycznie każde miejscowe koło PZKO, koło Macierzy przy polskiej szkole organizuje jakiś bal. Często na niewielką skalę, ale jednak zabawa się odbywa. To fenomen?

To jest swoista wizytówka sprawności Polaków z Zaolzia. Ale także wyraz siły, jaką jest praca społeczna. Przecież te wszystkie imprezy są organizowane w czynie społecznym. Uważam, że polskie bale są najlepsze – jeżeli chodzi o całokształt. Dzięki temu możemy śmiało powiedzieć: „My, Polacy, tu jeszcze jesteśmy”.

Na balach na pewno gwara jest ważnym elementem. Pan jest jej dużym zwolennikiem, ale też z drugiej strony potrafi pan powiedzieć, że z językiem polskim jest na Zaolziu nie najlepiej. Jak znaleźć w takim razie odpowiednie proporcje?

Gwara jest szalenie ważna dla identyfikacji etnicznej i regionalnej, bo po polsku mówią zarówno Kaszub, Małopolanin, jak i osoby mieszkające w okolicach Lublina czy Wrocławia. Natomiast gwarę cieszyńską uświadczymy tylko na naszym terenie. Warto też podkreślić, że mało która gwara ma w sobie tyle elementów staropolskich w gramatyce oraz słownictwie, co cieszyńska. Gwara mówi także o tym, że my, Polacy mieszkający na lewym brzegu Olzy, posługujący się nią, jesteśmy tutaj od początku historii tego regionu. A więc od 700, 800 lat. To jest ogromnie ważne, nikt nam nie powie, żeśmy spadli na tę ziemię nagle z księżyca. Można więc powiedzieć, że gwara świadczy o długowieczności polskiej społeczności.

Oczywiście z drugiej strony nie możemy się upierać wyłącznie przy gwarze, bo byłby to separatyzm, którego my nie chcemy. Jesteśmy częścią narodu polskiego. Nic tak nie określa czy manifestuje przynależności do narodu, jak język ogólny.

Wspomniał pan o upadku z księżyca. To jednak nie tylko Czesi tak mówią, ale także wielu Polaków. Powszechne jest określanie Polaków z Zaolzia Polonią…

Bardzo mnie to martwi. Wielki poeta Henryk Jasiczek na Zjeździe PZKO jakieś 30, 40 lat temu ubolewał nad tym, że Polacy mówią o dwóch swoich rodakach, którzy żyją gdzieś w buszu brazylijskim, a na Zaolziu żyje społeczność, która zawsze istniała w tym miejscu i przyznawała się do polskości, kultywuje ją, a o niej się nie mówi. Mamy taki żal, że jest bardzo głośno o Kresach Wschodnich (Białoruś, Litwa, Ukraina), natomiast o Kresach Południowych niewiele wiadomo i mówi się o nich wciąż za mało. Wielu Polaków z Warszawy, którzy tu przyjeżdżali, dziwiło się, że na Zaolziu słychać język polski, że są tu polskie szkoły.

Polskość pielęgnuje się na co dzień. Raz na 10 lat przychodzi jednak Spis Powszechny. Kolejny już w 2021 roku. Jak pan sądzi, kolejny raz nastąpi spadek liczby Polaków, którzy zadeklarują polską narodowość? Według danych sprzed ośmiu lat, obecnie na Zaolziu żyje blisko 30 tysięcy…

Ostatni spadek został spowodowany wymyślaniem coraz to nowych kategorii. Wprowadzono na przykład kategorię narodowość śląska. Jak ktoś zadeklarował narodowość polską i śląską, to nie był już przyporządkowany do polskiej. W ten sposób na pewno ubyło trochę Polaków, którzy posyłają dzieci do polskich szkół, działają w PZKO itd. Sądzę, że liczba Polaków ostatnio się ustabilizowała i nie będzie wielkiego ubytku. Może to niewłaściwe sformułowanie, ale plewy odpadają, a ziarno zostaje. Krystalizacja ziarna jest coraz mocniejsza i to spowoduje, że te wahania nie powinny być za duże.

Zakończyły się obchody 100. rocznicy wojny czechosłowacko-polskiej. Upłynęły bardzo spokojnie, bez żadnych incydentów. To chyba dobrze rokuje na przyszłość, jeżeli chodzi o stosunki polsko-czeskie?

Profesor Jan Szczepański powiedział kiedyś, że na Śląsku Cieszyńskim nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby wymyśleć „Liberum veto”. Tu nie było Polski szlacheckiej, ale Polska obywatelska. Swego czasu Cyprian Kamil Norwid narzekał, że Polacy to jest wielki naród, ale żadne społeczeństwo. Na Śląsku Cieszyńskim myśmy tutaj zawsze byli wielkim społeczeństwem, nigdy nie inicjowaliśmy żadnych walk ani religijnych, ani narodowościowych, to zawsze przychodziło z zewnątrz, tam gdzie skupiała się władza. Doświadczenia wielowiekowe mówią, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Dlatego nie ma sensu wywoływać żadnych awantur, tym bardziej że jesteśmy w mniejszości i niejako skazani na porażkę. Dlatego chcemy budować mosty, a nie mury, jak to niedawno powiedział papież Franciszek. Wielkością Śląska Cieszyńskiego była zawsze wielkość słowa – książka, teatr, kultura, nie polityka. Trzymamy się dzięki sile słowa. Reasumując, pamiętamy i mówimy o historii, ale nie jest to pretekst do zatargów i zwad. Na takich negatywnych uczuciach nie można budować stosunków w tym wielonarodowościowym środowisku.

Rozmawiał: Tomasz Wolff

Fot. Tomasz Wolff

Galeria