Koncert Kolęd w Mikołajowie.
26 stycznia br. w Mikołajowie odbył się Koncert Kolęd, którego organizatorem było Stowarzyszenie Polaków w Mikołajowie pod patronatem Mikołajowskiej Rady Obwodowej.
Rozmowa z Karolem Suszką, długoletnim dyrektorem Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie. Chociaż od ponad roku jest na emeryturze, dalej reżyseruje, występuje na scenie i udziela się społecznie.
Tomasz Wolff: Zacznijmy od słowa. Czy możemy powiedzieć, że w XXI wieku, kiedy ma coraz większą moc rażenia, jest pojęciem pejoratywnym?
Karol Suszka: Na pewno nie, chociaż często używane jest do rzeczy plugawych. Kształtuje jednak osobowość człowieka, całego społeczeństwa, określa przynależność do takiego, a nie innego narodu.
Ale ma coraz większą moc sprawczą...
Tak naprawdę, to zawsze tak było. Pamiętajmy: Na początku było słowo... A więc od słowa się zaczęło i tym samym od słowa zaczynały się ogromne przemiany w dziejach ludzkości.
Słowo polskie na deskach Teatru Cieszyńskiego można usłyszeć od wielu lat. Od kiedy pan jest związany z tą placówką?
Po raz pierwszy ze Sceną Polską Teatru Cieszyńskiego zetknąłem się w 1953 roku. Wystawiali w gospodzie w Nawsiu przedstawienie. Pamiętam to do dziś. A skoro tak jest, to świadczy to o dużym poziomie tej inscenizacji, artyzmie w czystej postaci. Jeżeli chodzi o sam język polski, to do szkoły poszedłem w 1948 roku. Nikt się nie zastanawiał nad żadnym innym językiem, niż polskim. W domu mówiło się „po naszymu” (potoczne określenie gwary Śląska Cieszyńskiego – przyp. red.), do kościoła się chodziło na polskie nabożeństwa, więc polski był ze mną od małego. Wychodzę z założenia, że jak ktoś się nauczy odmawiać „Ojcze nasz” po polsku, to mu to już zostaje. Na pewno tak było w moim przypadku.
Spotykaliśmy się na wielu imprezach. Za każdym razem podkreślał pan, że Scena Polska to jedyna profesjonalna scena poza granicami kraju. Dlaczego tak to trzeba uwypuklać?
Bo to jest ewenement na skalę całego świata. Nie ma drugiego takiego ansamblu, teatru, który by był finansowany przez obce państwo, a nie przez Polskę, a funkcjonował jako profesjonalny zespół. Zawsze byłem z tego dumny i dlatego to podkreślałem na każdym kroku. Inna sprawa, że byłem związany z tym teatrem od 1959 roku i obserwowałem, że na przykład polskie Ministerstwo Kultury niespecjalnie się garnie do propagowania Sceny Polskiej. Dlatego wzięliśmy sprawy w swoje ręce i sami to robiliśmy.
Podejrzewam, że będzie to pytanie retoryczne, ale je zadam. Nie żałuje pan, że związał się na całe życie z teatrem w Czeskim Cieszynie? W końcu swego czasu miał pan propozycje pracy w Warszawie, nawet od samego Kazimierza Dejmka...
Miałem zakodowane w głowie, że wywodzę się ze Śląska Cieszyńskiego i tylko na tej ziemi mogę funkcjonować. Nawet nie brałem pod uwagę takiej możliwości, że będę występował na stałe na deskach Teatru Narodowego. Dla mnie taką samą ważność i wartość miała Scena Polska Teatru Cieszyńskiego. Powiedziałem to zresztą panu Dejmkowi. On mi to przypomniał po 25, 30 latach, kiedy realizowałem adaptację jego komedii „Uciechy staropolskie”. Moje ego wzrosło wtedy niesamowicie, że taki człowiek mnie zapamiętał.
Podobnie było zresztą w przypadku Pragi, kiedy miałem propozycję, żeby zostać w Teatrze na Winohradach. Oczywiście odmówiłem.
Scena Polska na pewno podtrzymuje polskość na Zaolziu. Czy może robić jeszcze więcej, żeby podkręcać polskość?
Nie mam pojęcia, co jeszcze może zrobić, bo już robi bardzo dużo. Przede wszystkim w Scenie Polskiej można usłyszeć autentyczny język polski, czysty, bez żadnych naleciałości. Z poziomem języka jest różnie, wiem, że mają z nim problem nawet nauczyciele, którzy często na co dzień posługują się gwarą.
Proszę zauważyć, że na co dzień Scena Polska nie tylko gra przedstawienia, ale bierze udział w konkursach recytatorskich, jej aktorzy nigdy nie odmówili występu gdzieś w terenie.
Pana, jako aktora, który posługuje się piękną polszczyzną, boli, że niektórzy nasi rodacy na Zaolziu ten język, mówiąc kolokwialnie, kaleczą?
Nie boli mnie to, bo sam posługuję się gwarą, ale trudno, naleciałości się „wżerają” i to nie tylko gwarowe, ale czeskie także, nie mówiąc już w chwili obecnej o angielskich.
Nie chciałem mówić, że gwara jest czymś złym. Bardziej chodziło mi o umiejętność przestawienia się z gwary na literacki język polski, z czym niektórzy mają problem...
Uczeń, słysząc, posługując się gwarą w domu, będzie miał kłopot, żeby przestawić się na literacki. Powiedziałem, że również nauczyciele mają z tym kłopot, ale z drugiej strony oni robią bardzo dużo na rzecz podtrzymania polskości, języka i gdyby nie oni, to...?
Zauważam taką smutną tendencję. Brakuje młodych dziennikarzy na Zaolziu, nowych nazwisk, podobnie jest z aktorami, poza kilkoma przypadkami. Dlaczego?
Młodzież garnie się do aktorstwa. Z tym nie ma problemu. Kiedy jednak kończą studia w Krakowie czy Warszawie, od razu zadają sobie pytanie: po co mają wracać na Zaolzie?
Jak to po co? Z tych samych powodów, co kilkadziesiąt lat temu Karol Suszka...
Ja zostałem tak ukształtowany. Wróciłem na rodzinną ziemię, bo tak chciałem. Nie mogę tego wymagać od młodych aktorów. Ja się cieszę, jak oni podczas wywiadów podkreślają, że pierwsze kroki stawiali w Scenie Polskiej. Mówiąc tak również wykonują dobrą robotę dla nas. Nie wspominając o osobach, które kończą studia w Pradze. Przenikają nową kulturą, nowym językiem i już tam zostają.
Są takie zawody, że po przejściu na emeryturę ma się po prostu święty spokój. O aktorach chyba tego nie można powiedzieć?
Nie ma emerytury dla aktora. Mamy coś takiego, przepraszam za prymitywizm, że w torbie nosimy buławę. Ciągle, do ostatniego tchnienia, mamy nadzieję, że się zjawi na przykład Martin Scorsesse, Miloš Forman czy inny wielki reżyser, który pewnego dnia stanie w naszych progach i powie: z panem chcę nagrać film. A jak to już się stanie, to zdobędziesz Oscara. To nas motywuje do tego, żeby ciągle być obecnymi na scenie. Ciągle pragniemy kontaktu z drugim człowiekiem, żeby mu coś zaproponować, przekazać, podzielić się z nim.
Aktorstwo w pewnym sensie wiążę się w pana przypadku ze społecznikostwem. Rozmawiamy na kilka godzin przed pana występem, jednym z wielu zorganizowanych z okazji 100. rocznicy urodzin prof. Stanisława Hadyna, pochodzącego z Zaolziu twórcy zespołu „Śląsk”. Jak ktoś pana gdzieś zaprasza, to nigdy pani nie odmawia.
Z aktorstwem jest coś takiego: nie występujesz, to cię nie ma. Mamy do czynienia z odwróconą sytuacją. Jeżeli ktoś będzie chciał zniszczyć pracownika w fabryce, to da mu tyle pracy, że on tego nie wykona. W aktorstwie największą karą jest to, jak nie dostaniesz pracy. Po prostu poszedłeś na śmietnik i jesteś niepotrzebny. Jak ktoś nie pyta, nie proponuje, to znaczy, że jesteś już niepotrzebny.
Ale Karol Suszka, z takim dorobkiem, mógłby już odcinać kupony od sławy...
Dziękuję. Wciąż lubię się spotykać z ludźmi, to niesamowicie podnosi na duchu, daje szansę uwierzyć w siebie, że człowiek nie zniszczył swojego życia, dał komuś radość.
Rozmawiał: Tomasz Wolff
Zdjęcia: Tomasz Wolff, „Głos”
26 stycznia br. w Mikołajowie odbył się Koncert Kolęd, którego organizatorem było Stowarzyszenie Polaków w Mikołajowie pod patronatem Mikołajowskiej Rady Obwodowej.
Od 2014 roku mamy przyjemność przeprowadzać Ogólnoukraińskie Dyktando z Języka Polskiego „Ja Piszę, Ty piszesz, My piszemy… po polsku” w Odessie.
Stowarzyszenie na Rzecz Wspierania Relacji Polsko-Łotewskich „Silesia” wspólnie z Ambasadą RP w Rydze i żołnierzami V zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego serdecznie zaprasza wszystkich Polaków mieszkających na Łotwie na „Piknik Polski”,