Rodzinna opowieść Dariusza Lewickiego, która zapewniła mu II miejsce w konkursie „Opowiedz mi o Polsce – rodzinne historie".
Rosyjski dramaturg i powieściopisarz Mikołaj Gogol stwierdził, że „szczęśliwy ten, kto godzi się z przeciwnościami, jakie zsyła mu los”. „Te słowa przypominają mi mojego ojca...” – kilka miesięcy wstecz stwierdziła moja babcia ś. p. Maria Stefanowicz (Surudo). Sędziwy wiek mojej babci (zmarła 27 sierpnia 2018 roku mając 89 lat) nie był przeszkodą do odtwarzania zdarzeń związanych z wczesnym dzieciństwem i młodością. Często bowiem dzieliła się ze mną nabytą wieloletnią wiedzą, a także opowiadała rodzinne historie.
Wit Surudo (na cześć którego wybrałem imię bierzmowane) urodził się w 1903 roku we wsi Maciuki (Białoruś), należącej niegdyś do województwa nowogródzkiego. W młodości odbył służbę w wojsku polskim. W 1928 roku ożenił się z Barbarą Stańczyk, z którą chodził do jednej klasy. Przez kolejne cztery lata nowożeńcy cieszyli się nie tylko córką Marią i dwoma synami – Edwardem oraz Stanisławem, ale też tym, że Wit został sołtysem. Owszem, w okresie międzywojennym sołtys stał na czele najniższej jednostki podziału administracyjnego, jednak otrzymanie takiego statutu wskazywało na fakt, że wieś dowierzała mojemu pradziadkowi, ufała, że wypełni powierzone mu obowiązki.
Każdy sołtys miał obowiązek konnej służby wojskowej, dlatego po rozpoczęciu II Wojny Światowej trzydziestosześcioletni mężczyzna został zabrany do Lwowa. Z opowiadań babci Marii dowiedziałem się, że był poliglotą (Wit Surudo świetnie władał czterema językami: polskim, białoruskim, rosyjskim i niemieckim) oraz luzakiem pułkownika (osobą prowadzącą konia; ordynansem konnym).
Pewnego wieczoru pułkownik wraz z Witem Surudo zatrzymał się w lwowskim parku. Sołtysowi dał rozkaz pilnować dwóch koni, które przywiązał do drzewa, sam natomiast poszedł do najbliższego osiedla. W mieście nie było żadnego światełka, panowała wówczas szarówka, tylko od czasu do czasu niebo iskrzyło się od spadających pocisków. Nie zważając na polecenie pułkownika mój pradziadek oddalił się na kilka metrów od miejsca, gdzie stały konie. Wewnętrzny niepokój ciągle tkwił w sercu mężczyzny. Zanim ojciec babci Marii zdążył dokładniej przyjrzeć się okolicom, ognisty pocisk wysadził w powietrze wszystko, co się znajdowało z tyłu. Okropny widok roztrzaskanych koni, których wnętrzności wisiały na sękach drzew, wrył się w pamięć ocalonego. Na szczęście nieopodal przechodziło wojsko polskie; do niego właśnie przyłączył się mój pradziadek. Co ciekawe, po tym wydarzeniu pułkownik przepadł jak kamień w wodę. Chodziły domysły, że był to szpieg niemiecki.
Po powrocie do rodzinnych stron los przygotowywał kolejne próby. W 1941 roku w rodzinie Surudów pojawiło się czwarte dziecko, córeczka Janina. W tym czasie wieś Maciuki była okupowana przez wojsko niemieckie, natomiast zarzecze Żemosława należało do sowietów. Niemieccy faszyści mieszkańcom wioski kazali opuścić swoje domy, dlatego Barbara Surudo z dziećmi uciekła do krewnych mieszkających w Daulanach (dzisiejsza Litwa). Pradziadek schował się w okopach po to, aby móc nocami potajemnie wracać do domu i chronić pozostały majątek. Wybite szyby w oknach, rozlana krew hodowanych bydląt, kłębki wszów leżące na pościeli – to tylko część brutalnych scen zapamiętanych przez me rodzeństwo.
Korzystając tymczasowego spokoju między wojskiem niemieckim a rosyjskim pradziadek Wit wziął worek z chlebem i zdecydował wyruszyć do Daulan. Po drodze został zatrzymany przez Niemców, którzy podejrzewali go o bycie rosyjskim szpiegiem. Polskiego sołtysa zawieziono do księdzowskiego lasku (nieopodal Surwiliszek). Porucznik był pogrążony w głębokim śnie, co spowodowało, że nie zapadła ostateczna decyzja o rozstrzelaniu "wroga”. Niemiłosierni oficerowie domagali się "sprawiedliwości”, dlatego wraz z Witem Surudo udali się do Baranowiczów. „Wychodzić z maszyny i podążać do rowu. Teraz pan na pewno zostanie rozstrzelany” – takie postanowienie usłyszał mężczyzna od niemieckiego tłumacza.
Ojciec czworga dzieci uklęknął, złożył ręce i przez łzy zaczął wołać: „Gott, mein Gott! Wo ist meine Frau, wo meine Kinder?!” (Boże, mój, Boże! Gdzie jest moja żona, gdzie są moje dzieci?!) Zdziwiony Niemiec, posiadający władzę rozkazującą, podszedł i zapytał, skąd lamentujący umie rozmawiać po niemiecku. Podczas I Wojny Światowej mój pradziadek był jeszcze nastolatkiem. Czasami przebywał w towarzystwie Niemców, którzy w latach 1915–1916 stali w wiosce Maciuki. Od nich otrzymywał miskę grochowej zupy bądź kęs chleba oraz stopniowo zapamiętywał wyrazy z języka obcego. Jak widać, znajomość niemieckiego, a może cud, ocalił mu życie, ponieważ otrzymał przepustkę i nie został „upamiętniony” w księdze rozstrzelanych. Z opowiadań babci Marii się dowiedziałem, że mój pradziadek zawsze ze sobą nosił nieduży różaniec i książeczkę do nabożeństw. Te cenne relikwie przekazał pierworodnej córce, to znaczy mojej babci. Dzisiaj ja jestem właścicielem tych pamiątek. Szkoda, że tak niedużo rzeczy zachowało się do dziś dnia.
Po II Wojnie Światowej w Europie Wschodniej rozprzestrzeniał się komunizm i propaganda sowiecka. Tych, którzy nie mieli zamiaru poddawać się sowietyzacji albo byli niewygodni dla „oswobodzonego” państwa, łapano i wywożono w głąb Rosji. Przeznaczeniem mego pradziadka było trzyletnie zesłanie na Ural. Jak twierdziła babcia Maria – jedynie wiara w Boga, ciężka praca na rzecz rodziny i mocna postawa pomogły Witowi Surudzie z rodziną godnie przetrwać czwarte oraz piąte dziesięciolecie XX wieku.
Swoje niniejsze rozważania pragnę zakończyć słowami Wielkiego Polaka, papieża, św. Jana Pawła II: „Naród żyje prawdą i wszyscy mamy obowiązek przyczynić się do tego, niejako przykładać rękę, abyśmy mogli żyć prawdą, na co dzień, prawdą o sobie, prawdą o naszej rzeczywistości narodowej, historycznej i dzisiejszej. [...] I wszyscy musimy rękę do tego przykładać, ażeby tę prawdę przekazać, podawać młodym pokoleniom i, żeby to była prawda prawdziwa”.
Dariusz Lewicki

Rodzina Surudów we wsi Maciuki, gdy Wit Surudo był zesłany na Ural. II połowa lat 50. XX w. Fotograf nieznany.

Wit Surudo we własnym sadzie we wsi Maciuki (obecna Białoruś). Lata 60. XX w. Fotograf nieznany.

Wit Surudo w swoim podwórku we wsi Maciuki (obecna Białoruś). Lata 60. XX w. Fotograf nieznany.

Różaniec Wita Surudy – relikwia rodzinna. Fotograf Dariusz Lewicki.

Książeczka do nabożeństwa Wita Surudy – pamiątka rodzinna. Fotograf Dariusz Lewicki.