Rozmowa z Heleną Legowicz, prezes Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Republice Czeskiej.
Tomasz Wolff: Przyjęło się mówić, że Polski Związek Kulturalno-Oświatowy w Republice Czeskiej jest największą polską organizacją działającą poza macierzą. Na pewno jest to organizacja o ogromnym dorobku i tradycji. Co jeszcze można o nim powiedzieć?
Helene Legowicz: Polski Związek Kulturalno-Oświatowy został założony w 1947 roku w specyficznych warunkach, kiedy władze Czechosłowacji nie zezwoliły na reaktywację organizacji, które działały w okresie międzywojennym. Warto powiedzieć, że tych organizacji było bardzo dużo i działały w różnych sferach, jak choćby kulturalnej, religijnej czy turystycznej. Zrodził się więc sam Związek, a w jego ramach społeczność polska z Zaolzia miała możliwość realizować swoje kulturalne, edukacyjne i inne inicjatywy. Przy Zarządzie Głównym działały więc sekcja bibliotekarska, teatralna, taneczna, chóralna i inne.
Sytuacja zmieniła się trochę po 1989 roku, kiedy to po Aksamitnej Rewolucji można było reaktywować różne organizacje, jednak PZKO nadal jest głównym czynnikiem skupiającym działalność kulturalną naszego środowiska.
Siłą Związku są miejscowe koła, rozsiane po całym Zaolziu…
To prawda. Mamy obecnie 79 miejscowych kół, rozsianych od Mostów koło Jabłonkowa po Bogumin, z których praktycznie co drugie posiada własny Dom PZKO; Związek liczy obecnie 10 tysięcy członków. Jak łatwo zauważyć, jest to ogromny potencjał. Trzeba także dodać, że oprócz kół w terenie, aktywnie działa także Zarząd Główny, który organizuje centralne imprezy dla wszystkich zrzeszonych i niezrzeszonych. Chcemy bowiem pokazać, że nasza kultura jest żywa.
Jeszcze kilka lat temu dyskutowano, czy starać się o unijne dofinansowanie czy nie. Dziś chyba już każde koło wie, że warto ubiegać się o jakiekolwiek fundusze zewnętrzne?
Większość kół posiada osobowość prawną, więc mogą się na własną rękę starać o fundusze z zewnątrz. Działacze są coraz bardziej aktywni na tym polu, mamy możliwość szukania pieniędzy z wielu źródeł, także lokalnych – często miejscowe koło PZKO jest w gminie jednym z najważniejszych ośrodków promujących kulturę. Szukamy pieniędzy w Ministerstwie Kultury Republiki Czeskiej, w programach dotacyjnych województwa morawsko-śląskiego, zwracamy się również do wszystkich stowarzyszeń w Polsce, które zostały powołane do tego, żeby wspierać polskie organizacje działające poza ojczyzną, między innymi do Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”.
Jakie są największe potrzeby?
W naszej działalności jedną z najpilniejszych spraw są remonty Domów PZKO. Były budowane w latach 70., 80. i wiele z nich wymaga napraw. Chodzi o ich unowocześnienie i dostosowanie do współczesnych potrzeb, choć trzeba powiedzieć, że w niektórych kołach wystarczy nowe pokrycie dachu, żeby Dom PZKO mógł nadal w pełni funkcjonować.
Są koła, jak na przykład w Mostach koło Jabłonkowa czy w Karwinie-Frysztacie, które śmiało sięgają po środki, dodając dużo od siebie; dzięki czemu ich siedziby to prawdziwe perełki…
To rzeczywiście przykład, gdzie prężni działacze potrafili sięgnąć czy to po środki unijne, czy z Polski i Czech, by unowocześnić swoje siedziby. Kolejnym pozytywnym przykładem jest Koło w Bystrzycy. Mam nadzieję, że za nimi pójdą kolejne koła.
A jak wygląda sytuacja z młodymi? Garną się do pracy społecznej?
Jest wiele kół, w których bardzo prężnie działają kluby młodych. Choć są też takie, które mają z tym problem. Mam na myśli miejscowości, gdzie nie ma już polskiej szkoły i młodzież po wyjeździe na studia, nie wraca już do danej gminy.
Moim zdaniem, to duże zadanie dla wszystkich miejscowych kół, żeby współpracowały z Macierzą Szkolną, która to organizacja została reaktywowana po 1989 roku i skupia przede wszystkim rodziców działających w polskich szkołach. Trzeba zaangażować średnie pokolenie do kontynuowania dzieła. Jeżeli chodzi o młodych, to bardzo ważne jest wykształcenie lidera, który pociągnie za sobą młodych z danej miejscowości. Tym bardziej że najmłodsze pokolenie ma warunki do prowadzenia działalności – domy PZKO są otwarte dla nich.
Największą imprezą organizowaną przez Polski Związek Kulturalno-Oświatowy jest Festiwal PZKO. Odbędzie się już za kilka miesięcy. Na jakim etapie są przygotowania?
Festiwal PZKO, impreza centralna Związku, odbędzie się 25 maja 2019 roku w trzynieckiej Werk Arenie. Przygotowania idą pełną parą. Obecnie mamy największy problem z gwiazdą wieczoru. Zawsze staramy się zaprosić polski zespół, z reguły jest to muzyka młodzieżowa, żeby także przyciągnąć młodych. Zespół ten ma zakończyć festiwal, który będzie także prezentacją naszego dorobku – zespołów folklorystycznych, chórów, klubów kobiet i młodych.
Festiwal PZKO to impreza kulturalna, ale z drugiej strony na wskroś tożsamościowa – pokazująca, że Polacy trwają na Zaolziu i mają się dobrze…
Na pewno celem festiwali jest także pokazanie społeczeństwu większościowemu, że polska mniejszość narodowa na tym terenie ma swoje korzenie i swoją zasadność bytu. A przede wszystkim ma duży wkład w życie kulturalne i społeczne Zaolzia.
Wielkimi krokami zbliża się także kolejny Spis Powszechny. Zostanie przeprowadzony prawdopodobnie w roku 2021. Ma pani już jakieś wstępne prognozy, przypuszczenia? Siedem lat temu polską narodowość zadeklarowało blisko 30 tysięcy osób na Zaolziu i 40 tysięcy w całej Republice Czeskiej.
Trudno wyrokować, ale na pewno wiele będzie zależało od metodologii badań – sposobu ujęcie danych statystycznych. W ostatnim spisie, w 2011 roku, bardzo duży wpływ na liczebność polskiego społeczeństwa miało wprowadzenie narodowości śląskiej oraz możliwość wyboru dwóch narodowości. Na pewno Polski Związek Kulturalno-Oświatowy zaangażuje się w promowanie polskości i zachęcanie mieszkańców do zadeklarowania polskiej narodowości.
Rozmawiał: Tomasz Wolff
1. Na zdjęciu z prezesem (z prawej) i wiceprezesem Kongresu Polaków w Republice Czeskiej: Mariuszem Wałachem i Józefem Szymeczkiem. Współpraca między PZKO a Kongresem układa się wzorowo. Fot. Tomasz Wolff
2. Podczas tegorocznej wystawy „Wielkanocne inspiracje” w Domu PZKO w Milikowie. Fot. Facebook/Helena Legowicz