Opowieść o ludziach, którzy marzą o przywróceniu chwały polskiej kawalerii. Praca Piotra Soboty, zdobywcy pierwszego miejsca w organizowanym przez portal IDA konkursie literackim „Opowiedz mi o Polsce”.
NIE MASZ PANA NAD UŁANA, NAD UŁANA KRÓLA JANA
Do Wierzowic – miejscowości nieopodal Leżajska docieram wczesnym wieczorem. Wita mnie mężczyzna w granatowym polarze z napisem: weterynarz. Od razu zdaję sobie sprawę, że nie mam do czynienia z kimś zwyczajnym. Mężczyzna z pasją opowiada o tym, że udało mu się bardzo tanio kupić karabin Mausera. Pan Paweł zaprasza mnie na wysokie schody, u których końca otwiera się świat brutalnie demolujący moje dotychczasowe zdystansowanie.
Wehikuł czasu
Trochę zmieszany siadam za długim, masywnym, drewnianym stołem. Na nim ciasteczka, płyty DVD i pilot do telewizora. – Płyty są dla pana redaktora na pamiątkę – mówi weterynarz. – Zanim zaczniemy rozmowę, chciałbym, żebyśmy obejrzeli fragment filmu – zachęca.
Do kadryla trzeba więcej niż dwojga
Oglądamy kadryla – taniec tańczony naprzemiennie przez cztery pary, ustawione w kwadrat. Tyle, że na tym filmie par jest więcej. Tańczy się na parkurze lub w plenerze, a parę stanowi jeździec i koń. Pan Paweł z wielką pasją i znawstwem tłumaczy meandry tańca i innych zawiłości ułożenia konia. Widzimy też fragmenty musztry i mszy z oprawą wojskową w wykonaniu kawalerzystów. Tyle, że te filmy nie są czarnobiałe. To nie archiwalia pasjonata. – To fragment kadryla z takimi elementami, jakich nikt na świecie jeszcze nie wykonywał tłumaczy pasjonat. – Odkąd mamy krytą ujeżdżalnię, możemy pracować również zimą. Dzięki temu, niebawem zadziwimy wszystkich – z dumą podkreśla.
Porucznik
Sala z dużym stołem otoczona jest przez przeszklone, delikatnie podświetlone szafy. W szafach mundury – jak mówi porucznik Paweł Guzy: – wzór 36. Oznacza to, że mundury są uszyte dokładnie według wzoru zatwierdzonego przez Ministerstwo Spraw Wojskowych II Rzeczypospolitej w 1936 roku. Wszystko rygorystycznie przestrzegane. Nawet nitka do szycia munduru jest dokładnie odwzorowana i określona w tym regulaminie. Oprócz mundurów w szafach są rogatywki. W jednej, zamkniętej na klucz są Mausery. Karabiny przerobione z tych strzelających ostrą amunicją na bezpieczną broń używaną podczas defilad i pokazów. Mausery strzelają z pomocą sprężonego powietrza. Te za moimi plecami są replikami karabinów z 1898 roku. Taka broń była używane jeszcze w pierwszych latach po II wojnie. Od 1923 roku Mausery na licencji były produkowane w Radomiu. Była to wersja bardziej przystosowana dla kawalerii – tłumaczy dowódca podkarpackich ułanów.
Liceum
Na mocy porozumienia miedzy dyrektorem Zespołu Szkół Licealnych Zbigniewem Trębaczem, a pułkownikiem Guzym został zorganizowany pluton kawalerii. Trzon stanowią uczniowie leżajskiego liceum. - Pierwotnie miała być, to jedna dwie sekcje. Czyli 6 -12 osób. Ale pluton urósł do 70 osób- tłumaczy Guzy. - Niespełna 30 osób tworzy orkiestrę kawaleryjską. Wszyscy członkowie tej orkiestry również zobowiązani są do umiejętności jazdy konnej - z dumą wyjaśnia porucznik.
Pluton
Pluton Wierzawice "Szwadronu Podkarpacie" w barwach 20 Pułku Ułanów im. Króla Jana III Sobieskiego. Tak brzmi pełna, oficjalna nazwa wierzawickich ułanów. Przed II wojną światową ułani króla Jana stacjonowali w Rzeszowie (najsłynniejszym z nich był urodzony w Jaśle major Henryk Dobrzański). Każdy pułk kawalerii miał swoje charakterystyczne barwy. W wypadku tych rzeszowskich i ich spadkobierców był to kolor biało-amarantowy. Kawaleryjskie pułki miały też swoje żurwiejki – czyli żartobliwe piosenki opisujące losy danego szwadronu kawalerii. Mają też taką żurawiejkę wierzawicko-rzeszowscy ułani. Zaczynała ona jedną z płyt DVD, jakie prezentował mi Guzy. W tym miejscu posłużę się jej fragmentem: Kieszeń pusta, mina pana/To ułani króla Jana.
Koń
– Koni ci u nas dostatek – żartuje pan Paweł. – Mamy ich do dyspozycji 26. Ale nasze wierzchowce są dla nas też w innych miejscowościach. Gdyby zaszła potrzeba, jesteśmy w stanie zebrać około pięćdziesięciu koni – skrzętnie wylicza Guzy. – Szwadron podkarpacki jest największy w kraju i skupia około stu dwunastu ułanów – dodaje. W plutonie są też kobiety. Ubierają się w mundury wojskowego przysposobienia konnego – tak zwanych Krakusek. Szesnastoletnia Kinga Kupras jest tego dowodem. – Machanie szablą nie jest dla mnie zbyt męskie – tłumaczy nastolatka. – Jazda konna i kultywowanie tradycji nie jest dla niej anachroniczne. – Zaczynam dopiero – tłumaczy. – Dwa razy w tygodniu mamy jazdę. Trwa godzinę do półtorej – tłumaczy dziewczyna w mundurze strzeleckim. Krakuska uczęszcza do klasy o profilu wojskowo – ratunkowym leżajskiego Zespołu Szkół Licealnych.
Konia z rzędem
– Za naszymi plecami są tak zwane kulbaki – wyjaśnia Guzy – wierzawicki "dobrodziej". – Jest, to wzór z 1936 roku. Kulbaki są w pełni wytroczone, czyli wyposażone. Zawierają: koce, peleryny, przytroczoną szablę, a także sakwy. Były w nich bardzo często środki do pielęgnacji koni - wyjaśnia "człowiekowi z miasta" ułan, pasjonat. – Z tyłu są przymocowane tak zwane owsiaki. Pojemniki płócienne, w których przechowywano dobową rację żywnościową dla konia. Był to owies – szczegółowo wyjaśnia porucznik Guzy. Dla laika rzęd koński wygląda jak rozbudowana wersja siodła.
To jest Polska
W międzywojniu mieliśmy w Polsce 40 pułków kawaleryjskich. Niektórzy historycy kultowi konia, jakim był otaczany, przypisują polskie opóźnienia cywilizacyjne. Podobno nawet Józef Piłsudski był dość sceptycznie nastawiony do nowinek technicznych w polskiej armii. – Na współczesnym polu walki liczy się mechanizacja – tłumaczy konny pasjonat. – Już kampania 39 roku zweryfikowała kawalerię jako przestarzały rodzaj sił zbrojnych. Miłość do konia zahamowała rozwój mechanizacji w naszej armii – potwierdza głosy historyków Paweł Guzy. – Można to prześledzić chociażby na przykładzie przemieszczania się wojska – dodaje. – Konno maksymalnie przejeżdżamy kilkadziesiąt kilometrów dziennie, a samochody przedwojenne robiły to samo w kilka godzin. Tylko konieczność przewożenia armii w trudnym terenie usprawiedliwia wykorzystanie konia – wyjaśnia weterynarz, pasjonat.
Przedwojenna elegancja
– Mundury były wszystkie takie same. Jednak każdy pułk miał własny, odmienny proporczyk, wyhaftowany na kołnierzu munduru – wyjaśnia ułan z Wierzawic. – Barwy pułkowe mogły się powtarzać. Nasze, to biel i amarant – dodaje. – W okresie międzywojennym 9 pułków posiadało te same barwy. 20 Pułk Ułanów im. Króla Jana III Sobieskiego, którego spadkobiercami jesteśmy, ma wyhaftowany monogram Janus Tertius Rex (z łaciny Jan III Król). To był wyróżnik, jakich nie miały inne pułki – wyjaśnia Guzy. – Różnice były również w nakryciach głowy. Pulki ułańskie i strzelców konnych miały otoki czworokątne. Natomiast otoki szwoleżerów były okrągłe – dodaje.
Wyznawcy Mahometa
– W przededniu wojny polsko-rosyjskiej powstał tatarski pułk ułanów. Pułk ten wziął udział w walkach zarówno w 1919 jak i w 1920 roku. Tworzyli go Tatarzy, obywatele II Rzeczypospolitej – mentorskim tonem tłumaczy pan Paweł. – Ta formacja na kołnierzach miała wyhaftowany symbol półksiężyca – wyjaśnia z pamięci meandry struktury polskiej armii wierzwiczanin. Mój wzrok pada na szable. Są to zdaniem Guzego dwie najbardziej znane szable okresu międzywojennego. – Wzór 21 i szabla ułańska tak zwana "Ludwikówka" z 1934 roku – wyjaśnia mundurowy weterynarz. – To szabla z Radomia. Uznana za najlepszą szablę świata. W 29 roku Ministerstwo Spraw Wojskowych ogłosiło konkurs na najlepszą szablę. Komisja pod nadzorem Wieniawy Długoszowskiego wybrała wzór 34 – dopowiada ułan z Wierzawic. Tajemnica skuteczności tej szabli tkwi zdaniem Guzego w lekkim odchyleniu głowni w prawo. Szabla umożliwia cięcie stalowych prętów grubości pół centymetra – dodaje pasjonat. – Na wyposażeniu mamy jeszcze lance – z dumą podkreśla Guzy. Przypomina mi się kolejna żurawiejka: lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, gon, goń. Dzielę się nią z ułanem. – Tak, to były właśnie takie lance – wykazuje się refleksem Guzy. – Wróciły one do łask właśnie w tym ciężkim dla Polski okresie. Mamy lance wzór francuski. W górnej części przytwierdzony jest proporzec pułkowy. Kolor amarantowy ze wstążką granatowo–białą przez środek – wyjaśnia.
Amarant
– Właściwie, jaki to kolor ten amarant? – dopytuję. – Jest on często uznawany jako kolor czerwony. Aczkolwiek jest na pograniczu odcienia koloru ciemnoróżowego. W międzywojniu uzyskiwano go tylko i wyłącznie na bazie rozcieńczenia czerwonej farby z wodą, wyłącznie na jednym odcinku Wisły, w rejonie Warszawy. Na każdym innym odcinku tej rzeki wychodził kolor ciemno-czerwony, szkarłatny. Efekt amarantu powstawał podobno na bazie unikalnych minerałów zawartych we wspomnianym odcinku rzeki – z encyklopedyczną dokładnością wyjaśnia wszechstronny weterynarz.
Zawody
Okazuje się, że dla Pawła Guzego stadnina, leczenie zwierząt, ułani to jeszcze za mało. Cyklicznie w pierwszy weekend sierpnia organizuje w Wierzawicach międzynarodowe zawody w skokach przez przeszkody, a także ostatnie kwalifikacje do finałów Mistrzostw Polski Kawalerii. Finał tych drugich zawodów jest organizowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Odbywają się w Starej Miłosnej i w Warszawie. A nagrodą jest puchar Szefa Sztabu Generalnego. Istnieje też Federacja Kawalerii Ochotniczej, do której należy wierzawicki pluton. W Polsce jest też szwadron reprezentacyjny Wojska Polskiego. Jest on w szeregach wojska zawodowego. Okazuje się, że zawodowy szwadron liczy tyle samo ułanów, co ten z Wierzawic. Po II wojnie światowej była jedna Dywizja Warszawska Kawalerii licząca około kilkaset osób.
Lwów jest wszędzie
- Postanowiłem założyć stadninę, aby zająć się tym, co przez kawalerię było zawsze wykorzystywane. Hodowlą koni. Sama miłość do koni została mi w spadku. Mój dziadek, ojciec mojej mamy Antoni Gorzelnik był adiutantem dowódcy i twórcy 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich – z dumą opowiada Guzy. Ten pułk w okresie międzywojennym stacjonował we Lwowie (przy ulicy Łyczakowskiej 76) . Lwowską czternastą dowodził późniejszy generał Konstanty Plisowski. Został zamordowany przez Rosjan w Charkowie. – Dziadek dość wcześnie zmarł, więc niestety o jego przynależności do kawalerii dowiadywałem się z opowieści babci. W tej opowieści Lwów przejawia się co najmniej dwukrotnie W obronę Lwowa przed Ukraińcami zaangażowany był wspomniany wcześniej major Henryk Dobrzański. W wojnie polsko ukraińskiej 1918 roku Hubal dowodził plutonem kawalerii. W późniejszym okresie stacjonował w Rzeszowie.
Szabla
Mój przyjazd do Wierzawic poprzedzony był wręcz baśniowym przedstawieniem zaginionej, dziadkowej szabli. – Tego roku została mi ona przekazana – z dumą potwierdza słowa zasłyszanej przeze mnie opowieści Guzy. Wspomniana szabla została osiem lat temu odkopana. – Mój dziadek zakopał ją po upadku kampanii wrześniowej. Nieopodal budynku mieszkalnego – tłumaczy weterynarz romantyk. – Od rodziny dostałem też różnego rodzaju dokumenty mówiące o służbie dziadka u jazłowieckich ułanów. Dziadek był przez dwa lata adiutantem dowódcy łyczakowskiej czternastki, późniejszego dowódcy twierdzy Brzeskiej - wyjaśnia aktywny patriota.
Babcia
Babcia opowiadała małemu Pawłowi o dyscyplinie, jaką dziadek z Łyczakowa przeniósł na grunt domowy. – Sam zauważyłem, że wszystko odbywa się właściwie wedle dyscypliny wojskowej. Byłem zbyt mały, żeby to wtedy zrozumieć – nostalgicznie opowiada pan Paweł. – Szabla została mi przekazana niespełna kilka miesięcy temu – z dumą opowiada ułan. Guzy mówi też o tym, że jego dziadek zakopał nie tylko szablę ale i broń krótką – WiS'a (nazwa pistoletu pochodziła od nazwisk polskich konstruktorów: Wilniewczyca i Skrzypińskiego). Po upadku wojny obronnej Niemcy kontynuowali produkcję na potrzeby swojej armii). – Będąc dziećmi wraz z bratem przekłuliśmy drutami cały ogród, próbując odszukać tę broń. Nie udało się – kontynuuje opowieść weterynarz. – Ciotka, siostra mojej mamy powiększając ogródek, natrafiła na coś twardego. Jak się okazało wydobyliśmy szablę dziadka- dodaje. – Przekopaliśmy to miejsce, ale WiS'a nie znaleźliśmy – z błyskiem w oku urealnia byłą legendę Guzy. – Szabla była zachowana w dobrym stanie. 2/3 długości klingi i rękojeść. Pochwa była cała zardzewiała – dodaje. – Drewniane i skórzane elementy, oczywiście uległy destrukcji – wyjaśnia wnuk ułana.
Wujek Marian
– Słyszałem, że musiał pan zasłużyć, żeby rodzina przekazała panu szablę – dopytuję wierzawickiego Leonarda da Vinci. – Tak, to prawda. Szablę otrzymał najstarszy syn mojego dziadka: wujek Marian- twierdząco odpowiada na moje pytanie Guzy. – Rodzina po jego śmierci zdecydowała, że skoro zaangażowałem się w kawalerię, to ta szabla powinna być u nas w zbrojowni, w Wierzawicach – wyjaśnia z uśmiechem wierzawiczanin.
Wychowanie
– Mamy taki harmonogram, że we wtorki, czwartki i piątki w godzinach późno popołudniowych, po zajęciach lekcyjnych przychodzą ułani na zajęcia szkoleniowe – opowiada Paweł Guzy. – Uczymy jazdy, musztry konnej paradnej. Uczymy też musztry pieszej i warunków bezpiecznego używania broni – kontynuuje wierzwiczanin. – W weekendy organizowane są tutaj wachty. Mają je na przemian chłopcy i dziewczęta – odsłania swoją wychowawczą pasję patriota z Wierzawic. – Młodzież zajmuje się karmieniem i pielęgnacją koni. Odbywają nocne warty. Wszystko, co związane z kawalerią – dodaje.
Patriotyzm jest trendy
– Zapisałem się za sprawą mojego wuefisty – wyjaśnia mi Łukasz Topa, który właśnie wchodzi do pokoju z końskimi rzędami i ułańskim wyposażeniem. – Zobaczyłem, że są zajęcia dodatkowe i postanowiłem się zapisać – dodaje. Okazuje się, że jeździectwo jest w programie szkoły, do której uczęszcza (Zespołu Szkół Licealnych im. Bolesława Chrobrego w Leżajsku). Łukasz jest skromny, tłumaczy, że konno jeździ raczej średnio. Chciałby nauczyć się też fechtunku. – Konie są dla mnie całym życiem, polski mundur również – wyjawia. – Mam wielkie przywiązanie do ojczyzny i do barw. Na moje prowokacyjne stwierdzenie, że jego zainteresowania są anachroniczne, Łukasz odpowiada: – Zamieniłem komputer na konia kawaleryjskiego i uważam, że to był dobry wybór. To fantastyczne nawiązanie więzi z koniem – tłumaczy młody ułan. Pytam Łukasza, czy nie przeszkadza mu dyscyplina? Stanowczo stwierdza, że pewna dyscyplina musi zostać wprowadzona.
Za mundurem wszyscy sznurem
– Mam prawie 15 lat. Chodzę do trzeciego gimnazjum w Giedlarowej. Nazywam się Mateusz Wylaś – przedstawia się kolejny młody ułan. – Wydaje mi się, że to, co tutaj wspólnie robimy, to ocalanie od zapomnienia tych, co walczyli za ojczyznę. Dzięki temu stajemy się patriotami – tłumaczy nastolatek. – Nie wypaczamy tego patriotyzmu. Nawet go umacniamy w sobie i innych – dodaje. Mateusza dopytuję o niepopularne obecnie słowo: patriotyzm. Dla niego jest to miłość do ojczyzny. W rodzinie Mateusza nie było wcześniej ułanów. Bliscy są bardzo z tego dumni. Mateusz opisuje mi swój mundur. – Składa się z rogatywki, na której jest orzełek. Damskie mundury mają naboje w klapach, a męskie flagę 20 Pułku Ułanów. Mateusz odczuwa dumę i radość z noszenia munduru. Pragnie umacniać swój patriotyzm i swoje umiejętności jeździeckie. – Umiem osiodłać konia i nawiązać z nim więź. Żeby się nie bać jazdy – wyjaśnia gimnazjalista. Najpierw jest stęp (najwolniejszy chód konia) i inne rodzaje jazdy – opowiada o szkoleniu ułan z gimnazjum. – Instruktor pokazuje nam, jak pozapinać te różne paski, żeby jazda była bezpieczna. Później uczono mnie, że pięta ma być w dół, kolana mocno przyciśnięcie i pozycja wyprostowana – wprowadza w meandry jeździectwa młodzieniec. – Na początku byłem uczony przez trzy lekcje na ląży, czyli na uwięzi. Potem kolejne faza: kłusem, czyli średnim tempem a potem galopem. Na początku galopem na uwięzi a potem już sam – dodaje.
Emeryt z wojska i darmowa jazda konna
– Dawno temu, jak byłem malutki, zaczynałem gdzieś w Bieszczadach, skąd pochodzę. Ale to było raczej na oklep – wspomina początki konnej jazdy ułan ochotnik. Franciszek Fedorowicz mówi, że jest początkującym jeźdźcem. – Odszedłem na emeryturę jako żołnierz zawodowy – tłumaczy. Żartuje, że przesiadł się ze śmigłowca na konia. – Trzeba to rozpowszechnić, że coś takiego istnieje tutaj – dodaje. – Młodzież uczy się jazdy konnej za darmo. To trzeba podkreślić – kończy swoja wypowiedź wczesny emeryt.
Regulamin
W regulaminie również występuje zdanie, że szkolenie jazdy konnej jest organizowane bezpłatnie. Jego skrót znajduje się na szafach przeznaczonych na mundury w pokoju wacht. W regulaminie jest również mowa o zawieszeniu w „prawach ułana”. Taka kara czeka za niedostateczne wyniki w nauce – podkreśla Paweł Guzy. – Po poprawie ocen ułan ma prawo wrócić – wyjaśnia. Koń dla Guzego wyraźnie jest narzędziem wychowawczym. Co z dumą podkreśla.
Na koniec o pieniądzach
Dyskretnie pytam pasjonata z Wierzawic, czy oprócz szabli dziadek zakopał w ogrodzie skrzynie ze skarbem. Skrzyni jednak nie było. – Bazując na dostępnych kredytach, mogłem wyposażyć i stworzyć ten pluton. Nie mając pieniędzy z żadnego innego źródła – wyjaśnia Paweł Guzy. – W 1997 roku założyłem stadninę i część koni stanowi moją własność- tłumaczy. – Ludzie dowiedzieli się, że w Wierzawicach powstaje pluton kawalerii i bezinteresownie oddali mi swoje konie. Pod warunkiem, że będą wykorzystywane tylko w kawalerii. Było to około 9 sztuk – opowiada o fenomenie swojej działalności ułan Paweł. – Pan Eugeniusz Borkowski specjalnie kupił nam konia. Przygotowując go wcześniej do jeździectwa. Zakupił też kuchnię polową. Sam był wcześniej kucharzem wojskowym – ciągnie swą opowieść Guzy. – Kuchnię będziemy do taborowego wozu doczepiać i w trakcie wakacyjnych, patriotycznych rajdów będziemy ją wykorzystywać. Tym samym będziemy samowystarczalni w kwestii wyżywienia – z radością zaznacza ułan. – Pan Borkowski będzie przygotowywał posiłki. Planujemy, że nasze rajdy będą trwały około 10 dni z noclegami pod chmurką. Po drodze będziemy się zatrzymywać pod pomnikami ważnych miejsc historycznych – ciągnie wizjoner. – Koń kosztuje około 6,7 tysięcy złotych. Jego wyżywienie to 500, 600 zł miesięcznie. Jeżeli stacjonuje tu 25 koni, to w skali roku daje sumę około 150 tysięcy – tłumaczy koszty swojego romantyzmu Guzy. – A z czego spłaca pan kredyt? – dopytuję. – Prowadzę usługi weterynaryjne, posiadam gospodarstwo rolne 60 hektarowe – dlatego jeżeli chodzi o kwestię wyżywienia koni, jesteśmy samowystarczalni. Moja praca zawodowa jest ukierunkowana na spłacanie tych kredytów, ale dostałem też dofinansowanie ze środków unijnych. Z programu Lider, na pierwszy i drugi etap umundurowanie Plutonu Wierzawice – wyjaśnia Guzy. – Kawaleria, to romantyzm i pasja. Bez tego nie zdecydowałbym się na taką działalność – dodaje. – Młodzież nie wpłaca mi żadnych pieniędzy. Dla mnie nagrodą jest odmiana sposobu zainteresowań młodych ludzi. Skierowanie tych zainteresowań na kultywowanie tradycji patriotycznych – szczerze wyjaśnia pasjonat z Wierzawic.
Piotr Sobota
Zdjęcia i ilustracje: POLONA.PL