IDA POMOC POLAKOM NA WSCHODZIE kancelaria prezesa rady ministrów

15.11.2018

Zaolzie na sportowo

Aktywizacja, Sport, Wycieczki krajoznawcze, organizacja, Aktualności, Wywiad Czechy, morawsko-śląski 2018-11-15

Zaolzie to nie tylko folklor i pielęgnowanie tradycji oraz organizacje dbające o interesy Polaków z tego regionu na wyższym szczeblu – w Pradze i Warszawie. To także cała rzesza miłośników sportu i turystyki, z których duża cześć należy do Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Sportowego „Beskid Śląski”.


W niedzielę 11 listopada „Beskidziocy”, jak potocznie mówi się o członkach „Beskidu”, zorganizowali w Parku Sikory w Czeskim Cieszynie, skąd w 1914 roku nastąpił wymarsz Kompanii Śląskiej Legionów Polskich, pierwszy Bieg Niepodległości. Na starcie stanęło blisko 100 osób, cześć pokonała symboliczną trasę o długości 1918 metrów biegiem, inni z kijkami. Impreza biegowa stała się także okazją do zadania kilku pytań prezes „BS”, Halinie Twardzik.

Tomasz Wolff: Można powiedzieć, że Biegiem Niepodległości włączyliście się w obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości…

Halina Twardzik: Jak najbardziej. Mam przy tym nadzieję, że włączyliśmy się dostojnie – dopisała pogoda, a kilkudziesięciu uczestników w kilku kategoriach wiekowych też na pewno robi wrażenie. Myślę, że to jedna z najbardziej znaczących imprez na Zaolziu, które podkreślają tę doniosłą rocznicę. 

Czy zamieszkiwanie w Beskidach determinuje to, co ludzie robią w swoim wolnym czasie? Wielu Zaolziaków chodzi po górach, uprawia nordic walking oraz inne sporty…

Coś w tym chyba jest, że ludzie mieszkający blisko gór, chodzą po nich, a mieszkańcy nizin wybierają na przykład rowery. To prawda, że wielu Polaków mieszkających na lewym brzegu Olzy uprawia jakiś sport; mieszkańcy gór są silni, twardzi, bardzo zdyscyplinowani. Geny sportowe są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Proszę rozejrzeć się po Parku Sikory – na Bieg Niepodległości przyjechały, co nas szczególnie cieszy, całe rodziny. Znamy się nie od dziś, starsi uczestniczą w organizowanych przez nas wycieczkach, biorą udział w igrzyskach polonijnych i innych imprezach, młodsi mają od kogo czerpać pozytywne wzorce. 

„Beskid Śląski” jest taką organizacją wielopokoleniową, skupiającą całe rodziny. Ilu dziś liczy członków?

Niespełna 600 członków, z czego mniej więcej połowa bierze aktywnie udział w organizowanych przez nas wycieczkach i innych inicjatywach. Są osoby, które uczestniczą na przykład w dwóch, trzech wycieczkach w roku, ale także dużo bardziej aktywne. Dużą popularnością cieszą się tzw. wycieczki wtorkowe, prowadzone na niedługich trasach, po okolicznych terenach. Kiedyś brało w nich udział po kilka osób, a teraz są takie wyprawy, na które zgłasza się nawet 50 osób. 

Od kiedy organizujecie wtorkowe wypady?

Od około 10 lat. Kiedyś wtorkowe wycieczki odbywały się nieregularnie, teraz wszystko wygląda inaczej. To jest propozycja dla osób, które są już na emeryturze albo nie mogą chodzić po górach w weekendy. Wtedy biorą wolne we wtorek i wyruszają razem z „Beskidem Śląskim”. 

Są takie miejsca w Beskidzie Śląsko-Morawskim czy Śląskim albo Żywieckim, które są nienaznaczone śladem obecności „Beskidzioków”?

Jest ich bardzo mało. Znamy nie tylko szlaki, ale bardzo często wykorzystujemy inne drogi, na przykład do zwózki drewna, zwykłe ścieżki. Od ubiegłego roku organizujemy na przykład wycieczki do kościółków leśnych, w których spotykali się i modlili ewangelicy w czasach kontrreformacji; do większości z nich prowadzą właśnie nieznakowane trasy. 

Kiedy chodzi pani po górach, jest pani przerażona tym, co się dzieje z Beskidami? Jest coraz mniej lasów, wiatry i kornik robią swoje…

Góry zmieniają się bardzo, ale mam nadzieję, że kiedyś będzie dobrze. To nie działa tylko na szczęście w jedną stronę, bo leśnicy też są aktywni – obserwuję nowe nasadzenia. Ja to sobie wyobrażam tak, że moje wnuki będą chodzić z powrotem po w pełni zalesionych Beskidach, jakie znam z mojego dzieciństwa. Jednocześnie to będą góry bardziej zróżnicowane pod względem gatunkowym. Dzięki temu łatwiej przetrwają kolejne zawirowania w przyrodzie. 

Z drugiej strony, wiele szlaków wygląda dziś inaczej niż dawniej, z wielu miejsc rozciągają się bardzo ładne widoki…

To rzeczywiście ma dwie strony. Podobnie było w Tatrach ponad 10 lat temu, po przejściu huraganowego wiatru. Wtedy też odkryliśmy, jak te góry inaczej wyglądają w wielu miejscach. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Reasumując, tak jak już powiedziałam, mam nadzieję, że wszystko wróci do normy. 

Powoli zbliżacie się do pięknego jubileuszu. Jakie były początki „Beskidu Śląskiego”?

Historia naszej organizacji zaczęła się po rozdzieleniu państw, kiedy Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze zostało po polskiej stronie. Zaolziacy nie mieli swojej organizacji, dlatego w 1922 roku Władysław Wójcik założył na Zaolziu własną organizację – była bardziej sportowa, niż turystyczna, chociaż jej członkowie też chodzili po górach. Został on zresztą jej pierwszym prezesem. Już zastanawiamy się, jak uczcić tę wielką rocznicę. Mamy różne pomysły. 

A ten najbardziej śmiały?

Nie chcę na razie mówić o tym publicznie, bo będzie go bardzo ciężko zrealizować. Mogę zdradzić tylko tyle, że dotyczy szczytu Jaworowego, gdzie mamy malutki skrawek ziemi. Szczyt Jaworowego to jeden z majątków, którym nam pozostał, i tam byśmy chcieli coś zrobić, żeby podkreślić obecność „Beskidu Śląskiego” w tym regionie. 

Rozmawiał: Tomasz Wolff

  1. „Beskid Śląski” organizuje imprezy turystyczne i sportowe. Na zdjęciu Bieg Niepodległości, zorganizowany dokładnie w 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
  2. Na otwarciu Biegu Niepodległości gościła ambasador RP w Pradze, Barbara Ćwioro (z prawej). Na zdjęciu podczas spaceru z Haliną Twardzik po Parku Sikory w Czeskim Cieszynie.
  3. Członkowie „Beskid Śląski” podczas Rajdu do Ujścia Olzy, 29 września 2018 r.
  4. Halina Twardzik chodzi po górach od wielu lat.

Zdjęcia: Tomasz Wolff, archiwum

Galeria