Rozmowa z Bogdanem Kokotkiem, kierownikiem artystycznym Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie.
Tomasz Wolff: Scena Polska włączyła się w obchody 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, wystawiając „Fantazję polską” Macieja Wojtyszki. Skąd pomysł na tę sztukę?
Bogdan Kokotek: Jesteśmy w bezpośrednim kontakcie z profesorem, który na zamówienie Instytutu Adama Mickiewicza napisał sztukę, że się tak wyrażę, pod obchody. Maciej Wojtyszko poinformował nas o tym i zachęcił do aktywności w tym temacie. Skorzystaliśmy z oferty; wiem, że tę sztukę przygotowuje także Teatr Ateneum w Warszawie, a premiera jest zaplanowana na listopad. My mamy to już za sobą.
Świętowanie stulecia niepodległości skończy się praktycznie 31 grudnia. Co będzie się działo dalej z „Fantazją polską”, jest to sztuka ponadczasowa?
Na pewno będziemy ją grali do końca tego sezonu artystycznego. Mam więc nadzieję, że jeszcze na wiosnę zobaczy ją każdy zainteresowany.
O Scenie Polskiej mówi się, że to jedyna profesjonalna scena poza granicami Polski…
Trzeba jednak dodać formułkę „finansowana przez państwo, w którym się znajduje”.
Taka świadomość pomaga czy utrudnia?
Na pewno pomaga, jest to pewne bezpieczeństwo; państwo czeskie za pośrednictwem urzędu wojewódzkiego w Ostrawie gwarantuje nam ciągłość istnienia, możliwość spokojnej pracy. Chwała urzędowi za to.
Scena Polska liczy prawie 70 lat. Były w historii jakiekolwiek problemy z jej finansowaniem?
Nie przypominam sobie.
Scena Polska powstała w 1951 roku. Powiedzmy kilka słów o stanie współczesnym: ile premier rocznie wystawiacie, ile osób liczy zespół?
Zespół Sceny Polskiej jest samodzielną artystycznie cząstką Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie. Obecnie mamy 16 etatów aktorskich, do tego trzeba dodać jeszcze inspicjenta i suflera. W sezonie przygotowujemy sześć premier rocznie. Warto dodać, że w ciągu roku gramy około 140 razy.
Ta ostatnia cyfra na pewno robi wrażenie. Można was oglądać jednak nie tylko w Czeskim Cieszynie, bo często wyjeżdżacie w teren…
Jesteśmy teatrem pół-objazdowym, dlatego gramy – oprócz Czeskiego Cieszyna – także w okolicznych miastach, gdzie mieszkają Polacy, a więc na przykład w Hawierzowie, Karwinie, Orłowej czy Trzyńcu. Występujemy też dla Polaków w Polsce, co stanowi około 1/3 przedstawień. Ponadto staramy się też wyjeżdżać co roku do Pragi; byliśmy również na Litwie i Ukrainie.
Każde przedstawienie można przenieść na deski ośrodka kultury?
Prawie każde. Staramy się jednak tak przygotowywać przedstawienia, skoro jesteśmy teatrem pół-objazdowym, że możemy wystawić pełną scenografię albo tylko jej część. Poza tym mamy swoje nagłośnienie i oświetlenie, które czasami wozimy ze sobą, jeżeli jest taka potrzeba, więc tak naprawdę jesteśmy w stanie zagrać wszędzie.
Czyli do każdej sztuki macie dwie wersje wyposażenia: minimalistyczną dla występów poza Cieszynem i maksymalistyczną?
Można powiedzieć, że do większości.
Tuż za Olzą, w Cieszynie, znajduje się Teatr im. Adama Mickiewicza. Nie posiada jednak własnej grupy, jest teatrem impresaryjnym. Stanowi dla was konkurencję?
Oczywiście, że jest to duża konkurencja. Dyrektor każdego teatru impresaryjnego stara się zapraszać najlepsze sztuki czy nazwiska. Z drugiej strony wypełniamy pewną lukę – bo skoro w Cieszynie pojawiają się od czasu do czasu głośne nazwiska w odpowiedniej cenie, my proponujemy coś innego. Mamy ofertę dla widza, który przychodzi nie tylko dla samych nazwisk, ale oczekuje jakiegoś dialogu.
Co się zmieniło od otwarcia granicy? Do waszego teatru przychodzi więcej gości z Polski?
Oczywiście, że zauważamy to zarówno na własne oczy, jak i w statystykach. Natomiast ruch ten jest mniejszy, niż kilkanaście lat temu oczekiwaliśmy. Byliśmy przekonani, że tak samo jak ludzie będą przechodzić przez granicę, żeby coś kupić czy wypić piwo, to tak samo „przeleją” się przez Olzę w poszukiwaniu kultury. Okazało się jednak, że nie jest tak dobrze, jak byśmy tego oczekiwali. Cały czas w mentalności, zarówno u Polaków, jak i Czechów, jest coś takiego, że trzeba przejść do teatru czy kina za granicę. To już jest trudniejsze, niż pójście na zwykłe zakupy.
Mieszkaniec Cieszyna ma do wyboru kilka topowych spektakli na miejscu, dojazd 40 kilometrów do Teatru Polskiego w Bielsku-Białej albo przekroczenie granicy i Scenę Polską. Wybór wydaje się być oczywisty…
Jest bariera mentalna, ale i niewiedzy. Dość często spotykam się z sytuacją, że w Cieszynie zwykli ludzie, dopiero ode mnie dowiadują się, że coś takiego, jak Scena Polska, w ogóle istnieje. Że gra po polsku i robi to dobrze. Wiele lat minęło od zniesienia kontroli na granicy, Cieszyn staje się coraz bardziej jednym miastem, a ciągle są osoby, które dopiero teraz dowiadują się o naszym istnieniu i są mile zaskoczone.
Czy można powiedzieć, że teatr to jeden z trzech filarów podtrzymywania polskości – oprócz szkół oraz prasy?
Na pewno teatr jest jednym z wielkich filarów. Jeżeli mówimy o instytucjach, to tak. Do tego wymienionego spisu na pewno trzeba jednak dodać różnego rodzaju organizacje społeczne, które także mają za cel podtrzymywanie polskości.
Rozmawiał: Tomasz Wolff
Zdjęcia: Tomasz Wolff, Karin Dziadek