IDA POMOC POLAKOM NA WSCHODZIE kancelaria prezesa rady ministrów

11.04.2019

NAUKA DWÓCH JĘZYKÓW TO POTĘGI KLUCZ…

Język polski, Dwujęzyczność, Edukacja, Aktualności, Wywiad Czechy 2019-04-11

Znajomość dwóch języków na pograniczu polsko-czeskim wydaje się być oczywistością.


Czy posyłając dziecko do polskiej szkoły, rodzice kierują się czynnikami ekonomicznymi? Jak dużą rolę odgrywa w tym wszystkim serce? O tym i innych sprawach rozmawiamy z Markiem Gryczem, dyrektorem polskiej podstawówki w Czeskim Cieszynie, największej tego typu szkoły na Zaolziu.

Tomasz Wolff: Znajdujemy się niecałe 300 metrów od granicy z Polską. Naszła mnie taka refleksja – w polskim Cieszynie, Wiśle czy Skoczowie zapisy do pierwszych klas odbywają się jakoś tak automatycznie, bez większej refleksji. Po prostu rodzice zapisują dziecko do szkoły, cieszą się z tego faktu i tyle. Na Zaolziu zapisy to jest święto…

Marek Grycz: Nie wiem, jaka jest tradycja w Polsce, mogę natomiast powiedzieć, jak to wygląda u nas. Rzeczywiście zapisy do pierwszej klasy to ważna część życia każdej rodziny. Każdy podchodzi do tego niezwykle uroczyście, my, jako pedagodzy, też staramy się stworzyć dla dzieci miłą i przyjemną atmosferę. Chodzi o to, żeby dzieci na własnej skórze przekonały się, jak wygląda szkoła, do której przyjdzie im uczęszczać przez kilka lat. Muszą mieć również świadomość, że w szkole będzie nie tylko zabawa, jak w przedszkolu, ale będą musiały coś dać z siebie i pokazać, co potrafią. Oczywiście całe zapisy muszą zawierać także elementy zabawy, żeby nerwów było jak najmniej, choć myślę, że i tak są pierwszym małym stresem dla dziecka.

I jednocześnie, jak pan powiedział, pierwszym zapoznaniem ze szkołą.

Dzieci poznają dokładnie szkołę – wchodzą do dyrekcji, witają się z dyrektorem, potem idą do klasy, gdzie czeka je rozmowa z nauczycielem, który wstępnie orzeka, jaką wiedzę ma dziecko. Potem mówimy, czy dziecko spisało się na medal i może liczyć na jedynkę (w szkolnictwie w Republice Czeskiej jedynka jest najwyższą oceną – przyp. T.W.). Są także dzieci, które odraczamy, inaczej mówiąc, muszą jeszcze rok spędzić w przedszkolu. Ustawa przewiduje, że jeżeli dziecko nie jest przygotowane, żeby rozpocząć naukę, może być odroczone o rok.

Ile w tym roku mieliście dzieci podczas zapisów?

Trzydzieści dziewięć, ale ta liczba może się jeszcze zmienić do końca kwietnia. W tak pokaźnej grupie mieliśmy dwa odroczenia, czyli tak naprawdę niewiele.

Wasza szkoła cieszy się coraz większą popularnością wśród rodziców mieszkających w Polsce. Ile było dzieci z prawego brzegu Olzy?

Jak na razie piętnastka dzieci.

Czyli prawie co trzecie. Czym to jest spowodowane?

W tym roku może rzeczywiście wygląda to tak, że co trzecie dziecko jest z Polski, bo mniej dzieci przyszło z naszych przedszkoli – normalnie jest ich około 30, w tym roku to 22 osoby. Sporo przyszłych pierwszoklasistów rodzice z Polski przyprowadzili do nas, bo uczą się u nas ich starsze pociechy. To znaczy, że się im chyba u nas podoba, z czego się cieszymy.

Jak połączymy tę 37 dzieci zapisanych do klasy pierwszej z obecnymi uczniami, jaką to da liczbę?

W roku szkolnym 2019/2020 naukę z polskiej podstawówce w Czeskim Cieszynie będzie pobierało blisko czterystu uczniów. Jesteśmy największą polską szkołą na Zaolziu.

Dwujęzyczność na pograniczu wydaje się oczywistością. Jakimi przesłankami kierują się rodzice, posyłając dziecko do polskiej szkoły: sercowymi, ekonomicznymi, historycznymi?

Na pograniczu konieczność znajomości obu języków: polskiego i czeskiego jest oczywistością. Mamy bogate doświadczenia w tym zakresie, na przykład porozumiewając się ze szkołami z lewego i prawego brzegu Olzy. Dziś firmy poszukują osób, które potrafią mówić zarówno po polsku, jak i czesku, czeski rynek jest ważny dla Polaków, tak samo, jak polski rynek jest istotny dla Czechów. Znając dwa języki zwiększamy swoje szanse na rynku pracy, możemy szukać zatrudnienia nie tylko na własnym podwórku, ale tuż za granicą. To jest ogromny atut. Czyli ekonomia jest jednym z najważniejszych argumentów. Najważniejszym zaś, jeżeli chodzi o dzieci z Zaolzia zapisywane do pierwszej klasy, jest to, że po prostu jesteśmy Polakami, chcemy mówić w naszym ojczystym języku, pragniemy, żeby mowę naszych ojców pielęgnowały nasze dzieci i wnuki.

Czynniki ekonomiczne zaczęły odgrywać szczególną rolę po grudniu 2007, kiedy Polska i Czechy weszły do strefy Schengen i nastąpił swobodny przepływ towarów i usług przez granicę?

Ten rozwój liczy więcej lat, już przed Schengen współpracowaliśmy z polską stroną. Wtedy oczywiście nie było takich możliwości, jak dziś, kiedy możemy naszym dzieciom pokazać Polskę praktycznie z każdej strony. To jest wspaniałe, że możemy zabierać bez problemu naszych podopiecznych na wycieczki do Krakowa, Warszawy czy Wrocławia. Jeździmy nad morze. Jesteśmy nad Wisłą bardzo często.

O dwujęzyczności polsko-czeskiej mówimy jednak tylko na Śląsku Cieszyńskim. Z perspektywy Warszawy czy Pragi ważniejsze są języki angielski, niemiecki albo włoski.

Oczywiście, że tak, choć język angielski jest równie ważny. Podczas zapisów rozmawiałem z rodzicami z polskiej strony. Kiedy Polak spotyka się z Czechem, oczywiście nie ci rdzenni mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego, to najczęściej rozmawiają właśnie po… angielsku. Języki polski i czeski są dość bliskie, ale jednocześnie dalekie, wcale nie jest tak łatwo nauczyć się mówić po czesku.

Macie sporo dzieci z rodzin mieszanych. Czy zauważcie taki trend, że coraz trudniej, kiedy jedno z rodziców jest Czechem, jest posłać dziecko do polskiej szkoły?

Nie jest tak źle. Mamy dużo dzieci z mieszanych małżeństw. Oczywiście to jest indywidualna sprawa, jak to wygląda w danej rodzinie, ale już nawet pojawiają się dzieci z czeskojęzycznych rodzin; widzimy, jak to dziecko musi się bardzo podgonić z polskiego. Myślę, że z podobną sytuacją mamy do czynienia także w innych polskich podstawówkach na Zaolziu. Tak samo jest z uczniami z polskiego brzegu Olzy, którzy się u nas uczą. Muszą się jak najwięcej osłuchać języka czeskiego, bo w szkole spotykają się z nim tylko na lekcjach języka czeskiego.

Rozmawiał: Tomasz Wolff.

Zdjęcia: Tomasz Wolff.

Galeria